Ardagh – irlandzka miejscowość, w której czas stanął w miejscu

Wystarczy oddalić się 10 kilometrów od trochę smutnego miasteczka Longford, żeby znaleźć się w innym, nieco bajkowym świecie. Wioseczka Ardagh jest pełna starych kamiennych domków, a nawet te nowsze są budowane w stylu nawiązującym do dawnej architektury całego miejsca. Romantycznie położona u stóp wzgórza od którego wioska nosi swą nazwę, miejscowość ma oficjalnie nadany tytuł Wioski Dziedzictwa Narodowego (Heritage Village). W tej wiosce św. Patryk wybrał jednego z pierwszych biskupów irlandzkich – a był nim św Mel. Mniej więcej też wtedy założona została katedra św. Mela. Była ona początkowo drewniana a ruiny, które widzimy dziś to pozostałości z katedry wybudowanej w VIII wieku. Według legendy, św. Mel został pochowany wśród tych ruin. Rodzice aktora Mela Gibsona, którzy emigrowali do Stanów z okolic Longford, nadali swemu synowi na imię Mel na cześć właśnie tego świętego.

Podobno w tutejszym Ardagh Heritage Centre mieszącym się w starej szkole, można zobaczyć wiele ciekawych eksponatów związanych z historią miejscowości. Nie udało się nam o tym przekonać bo centrum było zamknięte, byliśmy w wiosce około godziny 15 w sobotę, ale w sumie jak na takie miejsce, które może być odwiedzane przez turystów, dziwne, że poza miejscową stacją benzynową, położoną tuż przy poczcie, wszystko było zamknięte.

Św Brygida, druga po Patryku święta patronka Irlandii, spędziła nieco czasu w Ardagh zanim udałą się do hrabstwa Kildare gdzie założyła zakon. Dlatego też kolejny kościół w miasteczku został jej poświęcony.

Dzisiejszy układ wioski powstał pod koniec XIX wieku w ramach Model Estate Village – niestety tylko kilka  takich wiosek przetrwało do dziś. Domy, które były zbudowane mniej więcej w takim samym stylu (z ciętego kamienia), są skupione wokół zielonego skwerku w centrum wioski. W centrum postawiono również wieżę zegarową. Jest też stara pompa, wciąż czynna, o czym zresztą sami niechcący się przekonaliśmy. 🙂

Mieścinko – wioska jest malutka, ale pełna czaru, cicha i spokojna. Spacerując w Ardagh ma się poczucie podróży w czasie.  Jakżeżby inaczej skoro nawet posterunek policji (garda) mieści się w takiej chatce puchatka?

21 uwag do wpisu “Ardagh – irlandzka miejscowość, w której czas stanął w miejscu

  1. A to Ci niespodzianka Kasiu 🙂 Rzeczywiście z Longford do Ardagh jest rzut beretem. Od czasu do czasu tam bywamy, odwiedzając znajomych właśnie w Ardagh, I za każdym razem spoglądam na te wszystkie kamienne budowle i za każdym razem mówię sobie, że fajnie by było poświęcić na blogu tej mieścince trochę czasu 🙂 Ubiegłaś mnie. W kościółku poświęconym Św. Brygidzie byliśmy 2 razy, w tym raz na Chrzcinach.

    pozdrawiam prawie że z Ardagh! 😉

    • e tam ubiegłam… powiedzmy, że zrobiłam taką zajawkę. Jak Ty opiszesz Ardagh to będzie bardziej szczegółowo a jak do tego obfotografowujesz to nawet ludzie z Pcimia Dolnego zechcą tam pojechać 🙂
      PS. Zignorowałeś mój komentarz na temat Longford.. nie wiem czy to dobrze czy źle 🙂

  2. Nie krępuj się 🙂 Osobiście uważam Longford za mało ciekawe miasteczko. Oczywiście po tylu latach się przyzwyczaiłem ale nic szczególnego się tutaj nie dzieje a i żadnych ciekawych atrakcji turystycznych nie uświadczysz. Jedyny plus jest taki, że mamy bliżej do oceanu czy zachodniej Irlandii od tych z Dublina 😉

      • Plusy? Kurcze, na prawdę ciężko takowe znaleźć. Nie wiem, dla mnie plusem jest to, że mamy fajne boisko ze sztuczną trawą w parku, który też jest fajny, bo można w nim pobiegać bądź też się przespacerować blisko 2 kilometrową pętlą. Plusem mogłaby być Katedra ale muszą ją doprowadzić do stanu z przed feralnego pożaru. Za plus można uznać, że Longford nie jest jakoś przesadnie wielkie i można wszystkie sprawy pozałatwiać na miejscu. Dla niektórych pewnie plusem – być może jedynym – są weekendowe wizyty w pubach/dyskotekach. Dla mnie nie są, bo raczej tam nie bywam, choć piwko czasami łyknąć lubię. Nie mamy żadnych fajnych ruin czy to opactwa, czy zamku czy czegokolwiek. Nie ma jezior, gór, morza/oceanu… Longford jako miejsce turystyczne jest raczej słabiutkie. Żyje się spokojnie, dni przelatują niepostrzeżenie, beż żadnego szału. Smutno? Na pewno monotonnie 😉

        Zmiana tematu: Postanowiłem mianować Twój blog do pewnej zabawy – jeśli znajdziesz momencik, to możesz się podłączyć. Pewnie już o tym słyszałaś – zapraszam:

        http://www.wrobels.pl/liebster-blog/

  3. Kasiu, ja jednak chyba Ci się tam zwalę kiedyś! 😉 Oczywiście wezmę ze sobą słoik gąsek, prawdziwków i innych grzybeczków.
    PS. Tylko , jakby co, zatkaj uszy, gdy będę wysławiać się w pubach in English! 😀

      • widzę, że kroi się niezła nasiadówa (do tego co najmniej kilkudniowa bo nie oplaca się przylatywać do irlandii na jeden dzień). Grzybków już mamy sporo, Angie jeszcze przywiezie kurę rosołową… do szcześcia chyba mi tylko brakuje krówek 😉

    • Angie zwalaj się kiedy chcesz i o której chcesz 🙂 Grzybkami nie pogardzę, ale jakbyś mi do tego przywiozła porządną kurę rosołową!!! marzenie!!! Rosołu tu nie gotuję (to już tyle lat) bo coś mi zawsze nie smakował na tutejszym drobiu! 🙂
      PS. A językiem sie nie przejmuj. Irlandczycy nie są jakimiś strasznymi purytanami językowymi a do tego to bardzo otwarty i wesoly naród… będzie dobrze! 🙂

Dodaj komentarz