Ok., były dwa wstępy na temat kuchni kanaryjskiej to teraz czas na krótki opis tych miejsc, które widzieliśmy. My byliśmy na wyspie Gran Canaria, a że nie lubimy tylko przebywać na plaży, wybraliśmy się zobaczyć kilka ciekawych miejsc. Pierwsze z nich to była miejscowość Puerto de Mogan z piekną plażą i portem jachtowym. Wybraliśmy się autobusem kursowym. Drogi na Kanarach są może i widowiskowe ale za to dość niebezpieczne, a już szczególnie te, które prowadzą na grzbiecie skał a za barierką jest już tylko kilkunastometrowa przepaść i ocean. (na zdjęciu droga jest zaznaczona strzałką).
Po przyjeżdzie autobusem do Mogan, chciałam wracać na piechotę! Kierowca autobus doprowadził mnie do zawału serca kilka razy – pędził jak szalony a przed ostrymi zakrętami nawet nie zwalniał tylko trąbił – taki znak dla jadących z naprzeciwka że autobus pędzi. Bardzo śmieszne to było. Raz jak wyjrzałam przez okno autobusu w stronę przepaści i oceanu i zobaczyłam tam wrak samochodu wiedziałam, że dzień w Mogan rozpocznę od co najmniej winka.
W końcu dojechaliśmy szczęśliwie na miejsce. Krajobraz nieco księżycowy – nagie, suche góry a raczej skały a u ich podnóża ciąg surowych hoteli, które wdrapują się coraz wyżej i wyżej, żeby pomieścić jak najwięcej turystów. Ale to na obrzeżach miejscowości, gdyż samo centrum była bardzo nastrojowe, pełne roślinności i zieleni.
Jako, że trochę zgłodnieliśmy po atrakcjach autobusowych, postanowiliśmy coś zjeść. Przysiedliśmy w pewnej knajpce i na stole zobaczyliśmy reklamę dania, które nas zaintrygowało. No może danie samo w sobie nie było aż tak orginalne bo był to rodzaj pizzy, ale za to sposób jedzienia był ciekawy. Tą jakby pizzę podaje się na małej tacce a do tego taki specjalny młoteczek, którym się tą pizzę kroi. Taki mały młoteczek zmieściłby się z powodzeniem do damskiej torebki – tak na wszelki wypadek do samoobrony.
Posileni, w dobrych humorach, ruszyliśmy na przechadzkę po Mogan. Przez wieki była to wioseczka rybacko rolnicza a dziś to ponadto dość bogaty kurort turystyczny z piękną przystanią jachtową i malowniczymi białymi willami w otoczeniu barwnych kwiatów. Woda w przystani była bardzo przejrzysta i czysta, pełna małych rybek. Okolice przystani to jakby centrum kulinarne miejscowośći, dużo tam różnego rodzaju knajpek. Wille w przystani i w jej sąsiedztwie są białe, ale te położone na wzgórzach są różnokolorowe. Odnieśliśmy wrażenie, ze miejscowość ta jest bardzo popularna wśród tursytów z Niemiec.
Spędziliśmy naprawdę miły dzień w Mogan, ja tylko bałam się powrotu autobusem. Gdy poszliśmy na mini dworzec zobaczyliśmy że nasz powrotny autobus już stoi. Kierowca w nim siedział i spał, nikt nie śmiał mu przeszkodzić. Gdy już zebrała się większa grupka ludzi, ktoś pierwszy odważny wsiadł do autobusu a reszta za nim. Wtedy pan kierwca się obudził i naburmuszony wyrzucił nas wszytskich z autobusu po to by po kilku minutach, podjechać na inne stanowisko na dworcu i dopiero wtedy „pozwolić” nam wsiąść. Droga powrotna była dla mnie równie traumatyczna i niebezpieczna jak poranna podróż. Ale jak widać wszystko dobrze się skończyło skoro tu piszę.
Więcej moich zdjęć Puerto de Mogan tutaj
CDN
Moze Cie tez zainteresowac | ||
![]() |
![]() |
![]() |
Mount Stewart | Paddy’s Day | Zamek Downhill |