Ballintubber Abbey to jedyny kościół w Irlandii, który wciąż funkcjonuje od momentu założenia go przez króla irlandzkiego. Kościół istnieje od 1216 roku i został wybudowany w pobliżu miejsca gdzie znajdował się kościół założony przez Św. Patryka po tym jak zszedł z góry dziś zwanej jego imieniem czyli z Croagh Patrick. Kościół często jest nazwany „abbey that refused to die” czyli „opactwo, które odmówiło unicestwienia”. Zawieruchy historyczne nie ominęły opactwa. Najpierw część opactwa została spalona przez Normanów, następnie zostało zajęte przez Jakuba I Stuarta, po czym uległo ponownemu częściowemu spaleniu po tym jak wojska Cromwella splądrowały i podpaliły świątynię. Okoliczne budynki opactwa zostały wtedy doszczętnie spalone ale samo opactwo przetrwało. Dach świątyni się spalił, ale msze odbywały się nadal. Więcej na temat historii opactwa na jego oficjalnej stronie tu.
Wokół opactwa jest cmentarz oraz droga krzyżowa. Bezpośrednio z dzisiejszą świątynią graniczą ruiny dawnego kościoła. Jest też pomnik św. Patryka. Całość od strony drogi otacza wysoki żywopłot i drzewa (tak, że miejsca nie widać z zewnątrz), od drugiej strony natomiast znajdują się pastwiska z owcami..
Dziś opactwo jest bardzo popularnym miejscem…. dla nowożeńców i pielgrzymów. W sezonie, trudno podobno znaleźć wolny sobotni termin na ślub. Ponadto, każdego roku w okresie letnim z opactwa ruszają pielgrzymki na Croagh Partick – górę św. Patryka. Trasa ma około 37 kilometrów i poleca się rozłożyć ją na dwa dni. Każdy kto wyrusza na trasę musi się zarejestrować w opactwie.
Naprzeciw opactwa znajduje się Abbey Lodge bar i restauracja. Jest to fajne, trochę oldskulowe miejsce. Wewnątrz siedzą starsi panowie z okolicy i z niemą fascynacją oglądają telewizję. Gdy ktoś, wchodzi do baru i wita się, panowie ożywiają się na chwilę, po czym gdy zobaczą, że ten który wszedł to wcale nie ich kolega, popadają znów w pewnego rodzaju letarg. I do tego część z nich siedzi i pije… mleko!! A, i można wypić tylko zwykłą kawę, o zachciankach typu latte należy zapomnieć. Zjedliśmy lunch, między innymi zupę, która była bardzo dobra. Skomplementowaliśmy zupę kelnerce, która wtedy nam powiedziała, że cieszy się że nam smakuje i że zupę została właśnie dziś ugotowana. Niby cieszyliśmy się , że jedliśmy świeżutką zupę..ale z drugiej strony…Zawsze myślałam, że zupy są świeże bo przecież są codziennie inne – w menu czy na koziołku zazwyczaj jest napisane – zupa dnia i wiadomo, ze każdego dnia jest inna czyli świeża…a może jednak inaczej to funkcjonuje? Jakby nie było, miejsce polecam. Jest klimatyczne, inne, można posiedzieć na zewnątrz – kolorowo na jesień, no i dobry punkt widokowy do obczajania gości weselnych! 🙂
Moze Cie tez zainteresowac | ||
![]() |
![]() |
![]() |
Jezioro Caragh | Południowy Dublin | Usher Gardens |
Dowiedziałaś się czegoś o tej kapliczce, gdzie zamiast ołtarza wisi na ścianie owcza skóra? Na Achillu nie porozmawiałem z polską restauratorką, bo za bardzo zajęli nas Francuzi i ich Pure Magic latające deski 🙂 Gotują wspaniale.
Masz na myśli taką małą drewnianą chatkę puchatka? Oświeć mnie proszę, bo ja myślałam że to jedna ze stacji drogi krzyżowej nawiązująca charakterem do miejsca.
Mówisz, że smakowało…to dobrze – a Francuzom też? 🙂
To własnie ta chatka mnie zaciekawiła, nie wiem niestety o niej nic więcej poza tym że wyglądała jak owcza świątynia 😉 Na pewno nie była to stacja DK, a czym była – no właśnie. Jeden z Francuzów tak przepraszał że zapomniał kupić jajek na śniadanie, ale nie mieliśmy zamiaru wysyłać go do sklepu 🙂 Mieli zabawny akcent jak to Francuzi i będę polecał to miejsce znajomym: http://www.puremagic.ie
o nawet wiem komu to przekazać dalej 🙂 U Francuzów najbardziej lubię jak wymawiają słowa angielskie, które zaczynają się na dźwięczne „h” ale, że Francuz nie potrafi wymówić „h” na poczatku słowa to wtedy jest zabawnie w stylu: „urry up oney, let’s go ome” itp 🙂
Natomiast nie mam pojęcia o co chodzi z tą chatką puchatka – na oficjalnej stronie opactwa nic o niej nie znalazłam. Jedno zdanie na jej temat znalazłam tu http://www.ireland-fun-facts.com/county-mayo-family-tour.html i przy okazji dowiedziałam się, że James Bond też brał ślub w opactwie 🙂
No i dobrze, że to znalazłaś, bo już myślałem, że mi się zdawało z ta owczą skórą 🙂 Dawno tam byłem a zdjęcia przepadły.
nie zdawało Ci się: ja i T. widzieliśmy tą skórę też, to już jest nas trójka. Ale w tym linku co wcześniej podałam też nic specjalnie nie ma na ten temat, jedynie wspomniane że jest coś takiego.