Z cyklu „do it the Irish way” – stacje benzynowe

Duże ładne stacje benzynowe mamy my i Irlandczycy. Ale która z tych dwóch nacji ma stacje benzynowe, które spełniają wszystkie poniższe warunki:

 – mogą składać się nawet z jednego dystrybutora

– znajdują się w małych wioseczkach

– stoją przed pubem lub sklepikiem

– są centrum lokalnego  życia towarzyskiego (zwłaszcza w weekend)

Brawo, zgadliście państwo.  Kiedyś dawno, śmiałam się z tych stacyjek benzynowych. Wiecie państwo, przyznaję się że takim śmiechem wyższości. 🙂 Obecnie uwielbiam te stacyjki. (coś chyba pokorna się robię z czasem). Mają one duszę i osobowość! Kolejna irlandzkość, która mnie rozkłada na łopatki ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Stacyjki są przy pubie lub sklepiku. Wpadając tam, wymienia się wszelkie ploteczki, robi drobne zakupy lub kupuje kawę (to dla mnie ważne że jest taka możliwość) – tak w sklepikach jest zawsze jakiś ekspres do kawy a sprzedawcy na pytanie o mleko wyciągają je prosto z półki lodówki sklepowej.  

Gdy mam chwilę i możliwość siadam na ławce przed sklepem i piję tą kawę. Obserwuję wtedy mieszkańców, słucham jak się witają i o czym rozmawiają. Zawsze też wszyscy witają się ze mną i zamieniają kilka słów. Widzą mnie pierwszy raz na oczy, wiedzą że nie jestem z okolicy ale i tak są serdeczni. 

To co? Tankujemy?

zatankowac chcialem (4) zatankowac chcialem zatankowac chcialem (1) zatankowac chcialem (2) zatankowac chcialem (3)

17 uwag do wpisu “Z cyklu „do it the Irish way” – stacje benzynowe

  1. Uwielbiam takie klimaty. Kiedyś mój brat „z wielkiego miasta” nie mógł uwierzyć, że życie może wyglądać inaczej. U mnie wciąż jeszcze można zakupy zrobić „na zeszyt” lub rano zostawić kartkę, a sprawunki odebrać wieczorem, ba – gdy się spóźnisz czekają w sąsiednim, dłużej otwartym sklepie 😉 W samym sklepiku na zadupiu też nie wypada się spieszyć… przecież to najważniejsze źródło informacji o wydarzeniach lokalnych. Fajnie, że są jeszcze takie miejsca w Europie, gdzie czas się trochę zatrzymał. Syn opowiadał o takich rodzinnych knajpkach w Grecji, ja doświadczyłem tego w Austrii, nawet w samym Wiedniu. Po kilku wizytach wszyscy zaczynają cię traktować jak stałego bywalca, wszyscy mają dla ciebie uśmiech, dobre słowo, a i szef postawi kolejkę gdy widzi, że miałeś ciężki dzień.

    • takie miejsca są potrzebne, dają siłę i kopa po ciężkim dniu. Lub też po prostu wyciszają, pozwalają zamknąć rozdział „praca” / „rutyna” i co tam jeszcze można dodać i otwierają rozdział „święty spokój” / „teraz ja” / „problemy w pracy itp to tak naprawdę pierdoły” itp 🙂

  2. Też widziałam takie stacje i … zachwyciły mnie. To właśnie jest cudne w Irlandii – niepoddawanie się modzie, czy raczej bezmyślnemu pędowi do maksymalizacji i modernizacji wszystkiego co się da. Po prostu zachowanie ludzkiego wymiaru …

    • tak, Irlandczycy wszystko mają mniejsze…ale to zabrzmiało 🙂 Czasem jest to wkurzające, mały wybór produktów lub też wszystko takie samo jak w UK bo przecież nikt nie będzie robił produktu osobno na taki mały rynek zbytu. Z drugiej strony dzięki temu jest tak jakby rodzinnie, swojsko. 🙂

  3. Lubie takie stacje ale tankuję na nich tylko w ostateczności, czyli w praktyce bardzo rzadko. Wuobrażam sobie, że płynące paliwo pociąga ze sobą oderwane płaty rdzy z rur zakopanych 250 lat temu i ta rdza wlewa się do mojego ultraczystego silnika. Z podobnych względów nie jem lolaknych specjałów podawanych brudnymi paluchami na ulicach Damaszku i La Paz. Ale koloryt bardzo przyjemny.

    • ja na nich chyba jeszcze nigdy nie tankowałam. Ale często odpoczywam, pytam o drogę czy piję kawę.
      Rdza chyba Irlandczyków nie zniechęci do korzystania z takich stacji. Nie specjalnie dbają o samochody więc im to raczej wisi.

  4. Ładnie, że o tych stacyjkach napisałaś, bo to już znikająca Irlandia. Jest ich coraz mniej, a wszędobylskie Texaco i inne sieci zmieniają wygląd country side. Moja wioska ma dwa oblicza i wierz mi, że z południowej strony prezentuje się zupełnie inaczej niż z północnej. Choć rozumiem stanowisko kolegi dbającego o silnik samochodu 🙂

  5. A ja po lekturze wpisu czuję się ambiwalentnie. Z jednej strony, jako że większość życia przemieszkałem na wsi, takie klimaty są mi nieobce (a nawet sprawiają frajdę). Z drugiej, podzielam zdanie Pendragona, bo wierzę (być może naiwnie, ale jednak), że duże sieci sklepów (nieważne, z benzyną, gaciami czy amunicją) bardziej dbają o standardy niż tacy lokalni „rzemieślnicy”. Spotkałem się wiele razy (co prawda w Polsce, ale uraz zostaje) ze zjawiskiem „uzdatniania” benzyny wodą, na takich właśnie małych stacyjkach.

    • bardziej obawiałabym się tej rdzy niż wody. Nie sądzę, żeby Irlandczyk na wsi zrobiłby coś takiego „swoim”. Przecież osiem najbliższych wiosek to rodzina. 🙂

Dodaj odpowiedź do Kasia Anuluj pisanie odpowiedzi