Jeżdżąc po hrabstwie Carlow, w którymś z turystycznych miejsc rozmawiałam z pewną panią, która poleciła mi odwiedzenie Altamont Garden. Nie miałam tego ogrodu w planach, ale jakoś tak się porobiło że jednak do niego dojechałam. I ani przez chwilę nie żałowałam.
Przed wejściem do ogrodu stoi uroczy stary budynek. Za nim rozciągają się ogrody i część parkowa. Jest część ogrodów kwiatowych oraz kilka szlaków spacerowych. Jeden z nich zwany „river walk” prowadzi do rzeki przez las.
Osób spacerujących było sporo, ale przede wszystkim w części głównej ogrodu oraz wokół tutejszego stawu. Po przejściu zatłoczoną częścią ogrodu wybrałam się na spacer szlakiem w kierunku rzeki. Otwierając małą furtkę od której trasa się zaczynała, osoby idące z naprzeciwka powiedziały mi że to długa trasa. Nie miałam nic przeciwko dłuższemu spacerowi. Trasa była rzeczywiście dłuższa niż pozostałe, ale nie jakoś kosmicznie, do przejścia chyba w jakieś 40 minut. Cieszyłam się, że ją wybrałam choćby dlatego, że większość czasu wiodła przez las. Wąska ścieżka a to wznosiła się a to ostro opadała w dół. Nie była jednak mecząca, a gdzieniegdzie były zrobione drewniane poręcze dla ułatwienia i podparcia się 🙂 Schodzenie w dół kiedyś musiało się skończyć i doszłam do rzeki. Szlak wiódł dalej w prawą stronę wzdłuż rzeki. Cisza, spokój i ścieżka wykoszona wśród wysokiej dzikiej trawy. Gdy już zaczynało się robić nudno, trasa skręcała ponownie w prawo i zarazem w górę – taka pętelka by wrócić do głównych ogrodów. Na pierwsze wzniesienie prowadziło 100 schodków. Gdy się je wszystkie pokonało, u ich szczytu czekała ławka… w sam raz dla tych co dali radę schodkom! Na ławce siedziały już dwie panie, a ja po wdrapaniu się na górę musiałam mieć nie tęga minę, bo panie te ze śmiechem zapytały czy maja się przesunąć i zrobić mi miejsce do odpoczynku. Wybrałam jednak dalszy marsz przez łąkę, na szczycie której stała taka jakby mała świątynia. Ten marsz był dość dokuczliwy – słońce paliło niemiłosiernie, a cienia jak na lekarstwo. Potem znów w stronę jeziora, przez ogrody główne i jesteśmy z powrotem na zewnątrz ogrodu.
Ogród Altamont jest w rękach prywatnych, a mimo tego wstęp jest bezpłatny (póki co jak sami mówią na swojej stronie internetowej). Pewnie dlatego, że pieniądze zarabiają na czymś innym. Wśród zwiedzających jest dużo amatorów ogrodnictwa. W Altamont Garden sprzedawane są wszelkiego rodzaju kwiaty, krzewy oraz drzewka. Do koloru, do wyboru, aż się oczy weselą od wszelkich kolorów i różnych odcieni zieleni.
Przed ogrodem są miejsca piknikowe i sporo osób rozsiadło się właśnie tam. Mi szkoda byłoby siedzieć przy parkingu obok tak uroczego miejsca, ale ja chyba jakaś dziwna jestem.
Żałuję tylko, że Altamont Garden nie jest bliżej Dublina, chociaż 1h drogi to w sumie też nie jest wielka wyprawa. Gdy pogoda dopisuje warto się tam wybrać na cały, leniwy dzień.
Piękna pogoda, piękny spacer, a na zdjęciach sporo pomysłów do przeniesienia do własnych ogrodów.
Pozdrawiam :))))*
tak, pogoda mi się wtedy bardzo udała. Jak przeniesiesz pewne pomysły to daj znać czy się udało? 🙂 Pozdrawiam
Lubie wirtualnie kroczyć po śladach znaczonych Twoim przewodnikiem:-)
lubię jak mi towarzyszysz 😉
Pokazujesz kolejne ciekawe i piękne miejca na Zielonej. A w kwestii bycia dziwnym – rozumiem Cię doskonale 🙂
takie ogrody to chyba nie lada uczta dla Ciebie i Twojego Najlepszego Męża? 🙂
O tak! A szczególnie ścieżka nad rzeką 🙂
Jak dla mnie to dziwna nie jesteś 🙂
ani troszeczkę? 🙂
ani ani 🙂
czyli nuda, stagnacja i droga na Ostrołękę..
szkoda 😉
Marudzisz.
ktoś musi 😉
uff, zmęczyłem się jakbym sam przeszedł te sto schodków 😉
przyjemne miejsce, pewnie im wcześniej tym mniej ludzi – przyjemniej
pzdro Kasik!
nie takie schodki chyba Cię męczą? 🙂 Ludzi było sporo, ale wystarczyło pójść na ten właśnie river walk jak zrobiło ich się od razu mniej 🙂
wczuwam się czytając az oblałem się rumieńcem pod krytycznym wzrokiem kobiet z ławeczki 😉
one na mnie nie patrzyły krytycznie…gdzieś tak pisałam? Czy może Ty już z góry zakładasz, że wobec Ciebie kobiety byłyby krytyczne? Wyspowiadaj się mi tu zaraz!!!
takiego wzroku się domyśliłem jesli oceniwszy kondycję zaproponowały że odstąpią nieco miejsca strudzonemu podróżnikowi i tyle, nie węsz wojny miedzypłciowej bo jej nie prowadzę
nie węsz mojego węszenia bo go nie węszę 🙂
Istny raj, nie tylko dla amatorów ogrodnictwa. Bardzo urokliwe miejsce 🙂
oj myślę, że Ty ze swoją Córą szalałybyście tam z radości i kolorów 🙂
Już nawet zacząłem robić takie ścieżki u mnie, ale trochę opornie mi idzie 😉 Jeszcze ze dwa takie wpisy i pewnie nabiorę przyspieszenia
nie wiem kiedy taki kolejny wpis, więc żeby potem Wiewiórka mnie nie obwiniała za brak ścieżek u Was, proszę bardzo https://mikasia.wordpress.com/tag/ogrody/
Dziękuję za wpis o „moim” Co Carlow 🙂
Przepiękne zdjęcia, nie mogę się napatrzeć, na pewno się tam wybiorę, ale raczej w czerwcu albo w lipcu.
wybierz się koniecznie i to wiele razy – o różnych porach roku aby porównać niezmieniające się ogrody i ich piękno.
urzekające piękno natury …pozdrawiam
tak, tego typu ogrody w Deszczowej są dość liczne. Uwielbiam je. Pozdrawiam nieco pochmurno 🙂
Śliczne zdjęcia i przepiękna zieleń Takie miejsca to skarb
tych skarbów trochę tu mamy na szczęście 🙂
Inspirujesz Kasiu! Piszesz, że godzina drogi z Dublina to dużo? Wygodna podróżniczka… 🙂 Sam ogród i okolice rzeczywiście zjawiskowe, po samych zdjęciach widać, że wart odwiedzenia. 🙂
wiesz Ćwirku to jakby nie było 2h samej podróży…jeśli mam tylko 2h czasu to wolę wpaść do Farmleigh, do którego mam 10 minut 🙂
Jeśli nie byłeś jeszcze to szczerze polecam.
Nie pogardzilabym takim domkiem:)
tylko on zimny bardzo pewnie …stare mury 😉
Oooo to coś dla nas, znaczy dla Paddy’ego, chyba nie będę musiała go namawiać do takiego plenerowego wyjazdu…
świetne zdjęcia i opis 🙂 ściskam
oj tam to Paddy chyba też się bardzo radował i dostał oczopląsu 🙂
dziękuję i pozdrawiam
tak, wszędzie, gdzie rośnie wzrasta i przerasta 🙂
oraz dorasta i wydrasta 😉
Pogoda jak nie w Irlandii, piekne zdjecia! 🙂
nie zawsze jest pochmurno 😉
Piękne miejsce 🙂 O ile nie jestem fanką tych symetrycznie przystrzyżonych żywopłotów, trawników i klombów co do centymetra, to miszmasz ogrodniczego subtelnego „fryzjerstwa” i stylizowanych na dzikie ostępów mnie urzekł 🙂
to prawda, ogrody w Irlandii nie są przycięte pod linijkę jak francuskie. Mogą mieć jedną małą część bardziej „uczesaną” ale reszta zazwyczaj jest dzika lub też dziko wyglądająca.
Piękne miejsce! Mam fizia na punkcie ogrodów, mam nadzieję, że go nawiedzę. :)))
Pozdrawiam serdecznie z północy 🙂
u nas na południu mnóstwo pięknych ogrodów… a ten np znasz? też go nawiedź…
https://mikasia.wordpress.com/2011/12/07/najbardziej-romantyczny-ogrod-w-irlandii/