Z roku na rok coraz bardziej uwielbiam grudniowy Dublin i takiej pięknej i radosnej atmosfery zbliżających się świąt nigdzie nie przeżyłam jak właśnie w tym mieście. O kilku ciekawych rzeczach, które można robić w grudniu w Dublinie pisałam dwa wpisy temu o kilku innych jeszcze wspomnę przed świętami, a tak pośrodku czyli dziś czas na łyżkę dziegciu.
Irlandczycy ogólnie piją dużo ale w szczególności w grudniu i w czasie samych świąt. Dla wielu osób pierwszy dzień świąt do dzień gdy siedzi się w domu i od rana pije alkohol nawet jeśli jest to dzień spotkań całymi rodzinami przy stole z indykiem jako najważniejszym daniem. Drugi dzień świąt natomiast to niemalże obowiązkowe wyjście do pubu. To, że w pierwszym dniu nie idzie się do pubu to tylko dlatego, że są zamknięte.
To czego bardzo nie lubię to reklam alkoholu nawiązujących do świąt.
To zdjęcie zrobiłam kilka lat temu
a to kilka dni temu, hasło reklamowe nawiązuje do znanej kolędy „Cicha Noc”
Najgorsze jednak są maratony picia w ramach tak zwanego „12 pubs of Christmas”. Grupy znajomych czy przyjaciół stawiają sobie wtedy za cel odwiedzenie 12 różnych pubu w ciągu jednej nocy i oczywiście w każdym z nich wypicie jednej porcji alkoholu. Na jeden pub wyznacza się tylko pół godziny. Zazwyczaj zaczyna się od piwa, potem przerzuca na mocniejsze alkohole aby skończyć na Jägermeisterze z jakimś napojem energetyzującym. Ubiera się wtedy mniej lub bardziej obciachowe sweterki bożonarodzeniowe lub po prostu czapki mikołajowe lub rogi reniferów itp.
Proszę, oto dość świeżutki filmik ze scenką rodzajową.
Mniej więcej od połowy grudnia media i portale internetowe są pełne porad jak się przygotować do tego pijackiego maratonu, jakie puby są modne ale też ostrzeżeń przed tym piciem na umór. Pomysł 12 pubów ma nawiązywać do piosenki „12 Days of Christmas” w której mowa o skumulowanych prezentach dostawanych codziennie przez 12 dni świąt. Te 12 dni świąt liczy się od 25 grudnia do 5 lub 6 stycznia.
Podobno w Kanadzie jest taki sam zwyczaj ale nie wiem czy w innych krajach też. Spotkaliście się z czymś takim?
Aż strach pomyśleć co by się działo gdyby to się i u nas przyjęło – jak Halloween jakieś…
A tfu. Nie kus szatanie. A tfu!
Ale u nas tez to jest.. Niestety znam takich co jak tylko ksiądz powie amen na pasterce to zaczynaja.. Cala wies tak ma.. I nie tylko wsie..A przeciez lampka wina do Wigilii to nic zdroznego..
też uważam że lampka wina do kolacji to nie problem. Trzeba jedynie znać umiar, ale pod tym względem to wiadomo że akurat nic nowego nie odkryłam. 🙂
Ojej, to taka mała świąteczna masakra 😀 O wypadach do pabu i piciu tam i/lub w domu (już od Wigilii nawet) słyszałam, ale o „tradycji” 12 pubów jeszcze nie. Hehe, mocna gra wstępna do mega kaca 😉
To ciekawe ze w Polnocnej tego nie praktykuja 😉
Może się praktykuje, a ja o tym nie wiem, albo akurat moi znajomi się nie angażowali.
Jakby sie praktykowalo na taka skale jak w Republice to bys o tym slyszala nawet majac spokojnych znajomych. 😉 Nie da rady tutaj o tym nie slyszec lub chociazby nie czytac 😉
Oj, byleby tylko nie przeliczyli, że taniej wyjdzie Ryanairem do Polski skoczyć i tu 12 pubów zaliczyć. Mógłby być dramat jak niegdyś z angielskimi wieczorami kawalerskimi w Krakowie…
Raczej nie grozi. Chodzi tez w duzej mierze o atmosfere tutejszych pubow w grudniu oraz mozliwosc spotkania kolejnych tuzinow znajomych w ktoryms pubie 😉
Oj, prawda u nas tego nie ma…
PS. Czyli dramatu z kawalerskimi juz nie ma? Jak sie to miastu udalo wyegzekowac? Czy po prostu teraz bardziej przyciaga tansza I otwarta na ekscesy Ryga? 😉
Miałem na myśli klimat irlandzkich pubów…:)
Ale kawalerka brytyjska też się uspokoiła. Przyszedł kryzys i już im się przestało opłacać. A pamiętam napisy na drzwiach krakowskich restauracji po angielsku: „nie organizujemy wieczorów kawalerskich”. To rzeczywiście była plaga pijanych barbarzyńców… Na szczęście gdzieś powędrowali i nie będziemy za nimi płakać. Tak jak płaczemy za Rosjanami….
Mnie się ta tradycja drugiego dnia świąt w pubie nawet podoba. Spotkanie ze znajomymi bez zobowiązań i kupy roboty. 12 pubów to jednak przesada, odpadłabym pewnie gdzieś po trzecim, a poza tym nie ma to już nic wspólnego ze spędzaniem czasu razem, bo i tak połowy nie będziemy pamiętać. 🙂
12 pubow ja tez nie robie, za stara juz jestem na takie binge drinking 😉
Dwanaście pubów raczej trudne gdy okolicy nie ma żadnego, ale w Polsce drugi dzień świąt też tradycyjnie „zarezerwowany” jest na spotkania rodzinno-towarzyskie. Może dobrze, że bardziej na rodzinne niż towarzyskie, bo smutno by było spotykać się rodzinnie jedynie na weselach i pogrzebach.
to samo powiedzial moj kolega w Polsce o swym miescie – gdzie ja 12 pubow Ci znajde? 🙂
Rodzinne spedy niestety najczesciej w komplecie zdarzaja sie na pogrzebach….