Nie wiem, nawet kiedy to się stało, ale jarzębina w moim ogródka ma już czerwone i ciężkie owoce. Po latach mieszkania w Irlandii przywykłam do lokalnej pogody, brak upalnego lata mi nie przeszkadza, nie rozpaczam z powodu nieistnienia zimy z mrozem i śniegiem. Deszcz, nie krzyżuje mi planów, a już zapewne nie powoduje ich odwołania. Byłoby to nierozsądne, bo przecież deszcz tutaj tak samo nagle przychodzi, jak i odchodzi. Wzięło mnie na wspomnienia, bo dostałam wczoraj bardzo miłego maila w pracy. Pewni Bardzo Ważni Goście z Zagranicy, dziękowali za moją pracę i napisali między innymi o tym, jak to moja reputacja i lata doświadczenia są znane i doceniane. Śmiałam się, aż mi łzy poleciały. Kolega powiedział, że powinnam się cieszyć z miłego listu pochwalnego, ale mnie ta reputacja bardzo bawiła. I te lata doświadczenia, bo powiem szczerze, poczułam ten przemijający czas, coś, o czym w sumie nigdy nie myślę. Nawet nie wiem, jak szybko upłynęły wszystkie moje dotychczasowe lata spędzone na Zielonej. Nie czuję ich wcale, bo od samego początku było mi tu dobrze. Nie czuję ich wcale, bo od samego początku w Polsce jestem co najmniej dwa razy w roku przez w sumie co najmniej cztery tygodnie.
Na początku czerwca, pozdrawiałam Was na moim fejsbuku zdjęciem zagadką. Na zdjęciu było widać kawałek mojego buta i jeziora. Pytałam Was o to, gdzie jestem. Okazaliście się, jak zwykle, czujni i w miarę szybko i bez większego trudu zlokalizowaliście miejsce. (z numerem buta nie daliście jednak rady).
Szczyt Luggala w górach Wicklow jest dość znany dzięki temu, że u jego stóp leży jezioro Tay potocznie zwane jeziorem Guinnessa. Zwane jest tak z dwóch powodów: należy do rodziny Guinnessa oraz wygląda jak kufel Guinnessa. Jezioro ma kolor brązowy, a na jednym jego końcu utworzona jest sztuczna plaża, ze specjalnie dowożonego białego piasku. Patrząc z góry na jezioro, zestawienie ciemnej wody z białym paskiem plaży ma kojarzyć się z obrazem najbardziej znanego irlandzkiego alkoholu. Jednak jezioro jest zazwyczaj podziwiane ze wzgórza położonego przy drodze, tak samo, jak i sama góra Luggala. Przyszedł czas, żebym się z tą górą zmierzyła. Powiem szczerze, że nie było łatwo ze względu na niesamowicie gorący dzień. Wędrówka prowadzi po odsłoniętej górze, bez żadnego cienia czy drzew. I jest dość stromą wspinaczką. Dodatkowo do szczytu góry trzeba dość długo iść po jej grzbiecie, łudząc się przez długi czas, że już się niemal jest na miejscu. Nie wypadało się jednak poddać, bo po drodze na górę spotkałam starsze małżeństwo, które już schodziło w dół. Miła para powiedzieła, że szczyt już blisko, oraz że jest na nim mały bar z zimnym piwem. Po czasie okazało się, że dopuścili się dwukrotnego kłamstwa, ale staruszkom wszystko można przebaczyć — mówię to ja z moimi latami doświadczenia, że o reputacji nie wspomnę.
Samochód parkujemy na skraju drogi, pod znakiem przestrzegającym przed rabusiami, którzy włamują się do samochodów, aby zabrać co cenniejsze rzeczy ze schowków. Mamy na to patent sprawdzony i przekazany przez znawcę gór Wicklow. Do tej pory działa bezbłędnie: schowki opróżniamy i zostawiamy otwarte na oścież, tak że przez okna widać, że są puste. Oczywiście, nic innego nie zostawiamy na siedzeniach, żadnych kurtek, toreb itp. Potencjalny złodziej, wtedy nie fatyguje się, aby wybijać nam szyby, widząc puściutki samochód.
Szlak prowadzi początkowo drogą asfaltową, która z czasem przemienia się w drogę polną. Potem już tylko drewniany mostek nad strumykiem o wodzie tak samo ciemnej, jak woda jeziora oraz przejście na łąkę. Przechodzimy specjalnymi wąskimi schodkami ustawionymi w takich miejscach, uniemożliwiającymi owcom wyjście (norma w górach, ale też przy różnych zabytkach, ruinkach czy cmentarzach w Irlandii). Zaczynamy wspinaczkę.
Kolor wody w jeziorze cudny. Pozostałe widoki też niczego sobie 🙂
Warto tam podjechac krecac sie po okolicach Glendalough
Ech … chyba kilku żyć człowiek by potrzebował, żeby zobaczyć wszystkie miejsca warte zobaczenia, nie wspominając o powrotach w te najciekawsze i najpiękniejsze …
to prawda! Ja już nie mówię co jet na mojej liście do zobaczenia bo się okazuje, że wszystko jest. I najbardziej boli jak się pozna cudne miejsca, bo myśli się że się do nich wróci. Po czasie człowiek stwierdza, że czasu mało i na powroty i tyle innych nieodkrytych miejsc przed nim. 😦
Z tego wniosek, że należy cieszyć się tym co mamy, czy raczej tym co uda się nam zobaczyć 🙂
Urokliwe widoczki! Pozdrawiam!
Warte wspinaczki. Buziaki
piękne krajobrazy
oj tak, zapewne takiej artystycznej duszy jak Ty się podobają 🙂
Pięknie tam i fotki super! Jakoś nie słyszałam o tym jeziorku. A byliśmy w Glendalough i było tak blisko! 🙂
Moja droga, to najbardziej znane jezioro w Wicklow 🙂 Podjedź następnym razem koniecznie, nawet bez wspinania na Luggalę 🙂 ! https://mikasia.wordpress.com/2010/04/27/lough-tay-jezioro-guinnessa/
Ech… ale by się pojeździło i pokąpało!
pojeździć, pochodzić ale nie pokąpać 🙂 Nie da rady! Chyba, że w Irlandzkim Morzu 🙂
Ojej, jak pięknie, jak magicznie! 🙂
magicznych miejsc mamy tu mnóstwo! Zapraszam częściej 🙂
Fakt, widoczki niektore cudne, urokliwe i nawet troche drzew. Troche za duzo zdjec, bo w sumie prawie jedno i to samo…
Ale duzo ladniejsze ogolnie niz w Anglii i bardziej soczysta zielen.
Pozdrowienia,
Macku, absolutnie nie są to miejsca jedna i te same, ale widocznie tego nie zauwazyles. 🙂 Poza tym, jestes w gosciach wiec albo przyjmij to co jest albo sie nie rozgaszczaj 🙂